... tudzież spiżarni, szafce nocnej, czy pod łóżkiem ;) Decydując się na jakąkolwiek zmianę sposobu odżywiania, drugim krokiem (pierwszy to porządna edukacja!) powinien być dokładny przegląd wszystkich miejsc, w których przechowujecie pożywienie i tzw. ocena sytuacji.
Nieskromnie przyznam, że od dawna mam fisia na punkcie zdrowego jedzenia, tym samym zmiana w zawartości mojej lodówki nie była jakoś specjalnie drastyczna. Największym wyzwaniem było odstawienie nabiału, tym bardziej, że jeszcze całkiem niedawno nie byłam w stanie nawet sobie wyobrazić życia bez serów i smakowej śmietanki do kawy... Podeszłam jednak do sprawy bardzo stanowczo i cały nabiał wylądował w osobnej szufladzie (do której czasami zagląda mój mąż ;).
Pisząc "nabiał" mam na myśli:
- sery wszelkiej maści i rodzajów (żółte, białe, niebieskie, w plasterkach, kremie czy kostce)
- jogurty, kefiry, śmietany, mleko, serki wiejskie i homogenizowane
- produkty udające nabiał, czyli moja niegdyś ulubiona śmietanka do kawy Coffee Mate (notabene fakt, że nie ma ona w sobie kszty mleka odkryłam dopiero parę miesięcy temu - po trzech latach regularnego spożywania!)
Przy okazji przyjrzałam się etykietkom wszystkiego innego, co zalegało na lodówkowych półkach i wyeliminowałam:
- żywność mającą w składzie soję pod jakąkolwiek postacią, czyli przede wszystkim wszelkie sosy, ale też wyżej wspomnianą Coffee Mate i majonez
- napoje gazowane i sok pomarańczowy w kartonie (nie ma znaczenia, że organiczny, 100% i bez dodatku cukru)
- mleko migdałowe w kartonie (teoretycznie niby zdrowe, ale skład przeraża...)
- sklepowe dżemy/marmolady/konfitury i inne przetwory bogate w cukier.
Po porządkach w lodówce, wzięłam się za spiżarnię. Oto, co w niej "znalazłam":
- ryż jaśminowy, ryż basmati, ryż brązowy
- kasze: jeglaną i jęczmienną
- quinoę
- mąkę: białą i z pełnego ziarna
- fasolę, zarówno w puszce, jak i suchą
- kukurydzę, ciecierzycę, soczewicę
- makarony z pełnego ziarna mąki durum, o różnych kształtach
- bułka tarta
- płatki owsiane
- orzeszki ziemne, chipsy z warzyw i owoców
- wszelkie zupy/sosy w proszku (barszcz na Wigilię będę musiała wykombinować sobie sama ;)
- słodycze, z czekoladą Lindt 70% na czele
- cukier puder, brązowy i biały + nektar z agawy
- olej rzepakowy i słonecznikowy
I to wszystko. Tylko tyle i aż tyle. Co ciekawe, jak na razie ani na moment nie zdążyłam zatęsknić do niczego (!) z powyższych list. Nawet sera czy czekolady. Paleo zapewnia mi wszystkie doznania smakowe, jakich potrzebuję do pełnego szczęścia i zadowolenia. To chyba pierwsza taka dieta (sic!) w moim życiu - a w ramach poszukiwań "ideału", trochę ich przerabiałam... Oby tak dalej!
Rada dnia:
Co zrobić z "niechcianym" jedzeniem?
Jeśli mieszkacie sami, bądź Wasi współlokatorzy również pragną dietetycznych zmian, odłóżcie wszystkie "niedozwolone" produkty do osobnego kartonu. W zależności od tego, co w nim wyląduje i w jakim stanie, macie następujące opcje: wyrzucić, schować na "wszelki wypadek", gdyby dieta okazała się niewypałem (bywa i tak!), albo oddać do odpowiedniej placówki charytatywnej (oczywiście po uprzednim uzgodnieniu) lub bezpośrednio osobom potrzebującym. W ten sposób nie tylko pozbędziecie się "zakazanych" produktów, ale przy okazji zrobicie coś dobrego. A pamiętajcie, że dobro, które bezinteresownie dajemy innym, lubi do nas wracać ze zdwojoną siłą :)
Jeśli natomiast Wasi domownicy nie mają ochoty na zmiany w jadłospisie, wygospodarujcie im osobny kawałek miejsca w lodówce/spiżarni i po łóżcie tam wszystko, czego Wy jeść nie będziecie. Taka segregacja jest naprawdę pomocna i sprawdza się nie tylko w przypadku Paleo ;)